Piotr Zaremba ze swoją twarzą kujonka bardziej pasuje mi do szkolnych klimatów "Romansu licealnego" niż ćpających dwudziestolatków.
Nie wygląda mi to na powieść czterdziestolatka, jakoś nie pasuje. Pomysł - całkiem, ale potwornie skacze. Najpierw się wszystko powolutku ciągnie, a potem tąpnięcie i wielki zwrot, taki trochę nie wiadomo w jaki sposób, bo skąd na szczęście tak. Potem szybko następne tąpnięcie i zaraz po nim następne - znowu nie bardzo wiadomo, jak. Może to taki zamysł, ale skutek marny.
I książka wymaga też czytania na jeden raz. Przewija się wiele nazwisk, które potem się kojarzy z brzmienia, ale już nie z historii. Trzy tygodnie na czytanie to było za dużo.
Nie jest zła, ale ciężko wchodzi. Może potrzebuje swojego czasu.
20 września 2012