sobota, 25 stycznia 2014

Ciemno, prawie noc

Na Zamku Książ byłam raz. Była jesień, kręciły się koty, a ja - chociaż na krótko, to mocno - zakochałam się w księżnej Daisy. I teraz Bator obudziła we mnie dawne tęsknoty.

Może dlatego Ciemno, prawie noc przyciągnęło mnie tak mocno. A może dlatego, że to mocno kobieca książka, dziwnie delikatna jak na kryminał i całkiem nowa dla mnie klasa opowieści.

Joanna Bator pokazuje Wałbrzych, z którego zrobiła miasto legend i demonów. Pokazuje miasto brudu, biedy, tanich sensacji, zatrzymywanych dla siebie wspomnień, bo pełnych bólu, strachu i wątpliwości. Demony nasze historie opowiadają. I kawałek dobra zaplątany w to wszystko, malutki kawałek dobra.
Kawałek dobra, o który nie łatwo. Który nie łatwo jest zdobyć i na który nie łatwo się zdobyć.

Dziwi mnie to wrażenie delikatność, bo delikatności prawie w tym nie ma. Chociaż właściwie ta brutalność to tylko po wierzchu; dotkliwa, ale tylko po wierzchu. Obrzydliwa, ale tylko po wierzchu. Raz mnie uderzyło w głowę, ale nie bolało, bardziej byłam zdziwiona.

W ogóle cała książka jest mocno po wierzchu. Przyciągnęła mnie mocno, wracałam chętnie, ale książka się skończyła i przyciąganie też się skończyło. Nie, żeby czar prysł, ale coś się skończyło i w głowie pozostało nie za wiele. W sercu jeszcze mniej. Po tygodniu od skończenia pozostał obraz palmiarni i wrażenie przyjemnej książki. I ochota pojechania na Książ.

To pierwsza przeczytana przeze mnie książka nagrodzona Nike i zachodzę w głowę, czy zasłużyła. Nie wiem. Dobrze, że zwrócono na nią większą uwagę, bo uwagę zwrócić warto, zauważyć warto, przeczytać warto. Nie wiem tylko, czy jest po co wysilać się na zapamiętywanie. Język i tak zapamiętuje się sam, no a reszta.

Matka boska kura nioska co ma skrzydła dwa. Pod skrzydłami pod kołdrami niech pochowa nas.

17 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa W.A.B.

środa, 8 stycznia 2014

Mężczyzna, który tańczył tango

Nie przeszkadzało mi, że romans, bo głęboko wierzę, że wszystko da się dobrze napisać. I to mógłby być dowód - gdyby tylko wykorzystać potencjał.

Autor jest dziennikarzem. Autor napisał już kilka książek. Autor powinien być dobry, przynajmniej przyzwoity - a pisze jak siedemnastolatka. (Próbowałam zwalić na tłumaczkę, ale się nie da).
Autor miał w głowie coś niesamowitego, ale w ogóle sobie z tym nie poradził.

Bo historia jest przyjemna. Transatlantyk Cap Polonio, czar starego tanga granego bez znajomości nut dla dziwek i alfonsów, szachy, echa wojny domowej w Hiszpanii, kradzieże, dużo ładnie połaczonych ze sobą wątków, chociaż trochę za mocno rozciągniętych.

I jeżeli zaciśnie się zęby, można się zakochać. Jeżeli zignoruje się, że autor nie docenia swoich czytelników, że nie wierzy w ich wyobraźnię, przeszczegóławiając każdą scenę, że kręci się wokół tych samych słów, spostrzeżeń i gestów, że w kółko oczy koloru miodu, w kółko linia szyi, w kółko strząsanie popiołu na ziemię (jakby popielniczki nie istniały), w kółko ignorowanie mody. Jeżeli przymknie się oko na to, że nie dał szansy czytelnikowi wyłapać tych wszystkich subtelności i aluzji, które bohaterowie chwytali w lot, na dosyć nieudany obraz mody, na sztuczną już nawet nie zmysłowość (bo w całej książce najbardziej zmysłowa była używana przeze mnie zakładka, Egon Schiele przywieziony z Wiednia).

Jeżeli zaciśnie się zęby, może być ciekawie, bo to książka w swej nieambitności całkiem przyjemna, nieabsorbująca, dobra do czytania z doskoku. Jeżeli przebrnie się przez pierwsze sto stron (z pięćset trzydziestu) można się całkiem dobrze bawić.

7 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Znak.

niedziela, 5 stycznia 2014

MMXIV

Postanowienia noworoczne to fajna rzecz. W zeszłym roku postanowiłam nie jeść czekolady, udało się - ani grama. W tym chcę się pobawić Lekcjami Madame Chic. I książkami troszeczkę też.

50 książek w 2013 to ładny wynik. Ładny i nie chcę więcej, tak mi dobrze. Jedna książka tygodniowo jest w sam raz. Jedyne, co chcę zmienić, to nie odkładać książek na po sesji, w wakacje.
Ale mamy karnawał, a to dobry czas, żeby pomyśleć o zabawach.

Na pewno zostaję przy Book-Trotterze, i to jeszcze poszerzonym o własne wędrówki.
Na pewno dalej będę czytać polskie książki, więc zostaje też Polacy nie gęsi, wersja już druga. I wciąż wszyscy pisarze będą mieli imiona na J.

Postaram się pamiętać wyzwaniu od A do Z i o Jubileuszowych lekturach, może akurat da się tak ułożyć książki, żeby pasowały.
I moje postanowienie noworoczne wciąż obowiązuje.
 
Mam ochotę jeszcze na coś nowego. Do mojego ograniczenia w kupowaniu (końca jeszcze nie widać) bardzo pasuje wyzwanie Z półki 2014, taki dodatkowy impuls. Nieprzeczytanych książek na półce mam 28 i wybieram Poziom 3 (11-15), nie ma co przesadzać.
Zapowiedziałam się też w wyzwaniu Grunt to okładka, będę szukać, chociaż styczniowe kwiaty mnie osłabiają.

No i chcę sprawniej czytać. Niekoniecznie więcej, bo jedna książka tygodniowo to w sam raz, ale sprawniej. A takie wyzwania to świetna motywacja.

Zdjęcie pochodzi ze strony weheartit.com