Może dlatego Ciemno, prawie noc przyciągnęło mnie tak mocno. A może dlatego, że to mocno kobieca książka, dziwnie delikatna jak na kryminał i całkiem nowa dla mnie klasa opowieści.
Joanna Bator pokazuje Wałbrzych, z którego zrobiła miasto legend i demonów. Pokazuje miasto brudu, biedy, tanich sensacji, zatrzymywanych dla siebie wspomnień, bo pełnych bólu, strachu i wątpliwości. Demony nasze historie opowiadają. I kawałek dobra zaplątany w to wszystko, malutki kawałek dobra.
Kawałek dobra, o który nie łatwo. Który nie łatwo jest zdobyć i na który nie łatwo się zdobyć.
Dziwi mnie to wrażenie delikatność, bo delikatności prawie w tym nie ma. Chociaż właściwie ta brutalność to tylko po wierzchu; dotkliwa, ale tylko po wierzchu. Obrzydliwa, ale tylko po wierzchu. Raz mnie uderzyło w głowę, ale nie bolało, bardziej byłam zdziwiona.
W ogóle cała książka jest mocno po wierzchu. Przyciągnęła mnie mocno, wracałam chętnie, ale książka się skończyła i przyciąganie też się skończyło. Nie, żeby czar prysł, ale coś się skończyło i w głowie pozostało nie za wiele. W sercu jeszcze mniej. Po tygodniu od skończenia pozostał obraz palmiarni i wrażenie przyjemnej książki. I ochota pojechania na Książ.
To pierwsza przeczytana przeze mnie książka nagrodzona Nike i zachodzę w głowę, czy zasłużyła. Nie wiem. Dobrze, że zwrócono na nią większą uwagę, bo uwagę zwrócić warto, zauważyć warto, przeczytać warto. Nie wiem tylko, czy jest po co wysilać się na zapamiętywanie. Język i tak zapamiętuje się sam, no a reszta.
Matka boska kura nioska co ma skrzydła dwa. Pod skrzydłami pod kołdrami niech pochowa nas.
17 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa W.A.B.