piątek, 30 listopada 2012

Portret Doriana Graya

Zanim zaczęłam, miałam w głowie tylko „Dorian Gray, Dorian Gray, Dorian Gray”, bo nic więcej do mnie nie dotarło. Potem usłyszałam, że książka jest słaba. A potem przekonałam się, że to bzdura, bo to jest prawdziwy Oscar Wilde.

Jest bardzo męski i po męsku uroczy, zachwyca językiem jak w „Bajkach”, chociaż nie o język tu chodzi. Bawi się i żartuje, z siebie przede wszystkim. Rozkochuje mimochodem.

Nie jestem w stanie zrozumieć, w jaki sposób. Fabuła jest przez dużą większość książki słaba, a mimo to za każdym razem odwlekałam sen, bo jeszcze jeden i jeszcze jeden rozdział. Serce zabiło mi mocniej dwa razy, a i tak nie mogłam się oderwać. Zaczarował albo zaklął.

I po tym wszystkim – nie twierdzę, że trzeba. Ale warto.

30 listopada 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz