piątek, 8 sierpnia 2014

Baśń

Król i królewicz. Przemierzają razem świat. Samotnie.
Tak się nie zaczynają dobre historie.

Najpierw opowieść dziecka, dziecięce spojrzenie i dziecięce niezrozumienie. Przeprowadzki, koszmary i ojciec. Król i królewicz przemierzają świat.
Potem opowieść młodzieńca, inne spojrzenie, ale niezrozumienie to samo. Nie ma już króla i królewicza, baśń się skończyła.

Smutna opowieść, dotkliwa. Urzekająca na brudno.

27 czerwca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Czarne.

wtorek, 29 lipca 2014

Obscenariusz

Życie nam napisało obscenariusz, obscenariusz organiczny, naturalistyczny, wcale nie pikantny i wcale nie namiętny. Brzydki. A brzydota fascynuje od zawsze.

Najorganiczniejsze jest opowiadanie pierwsze i najdłuższe, naturalistyczna miłość w mailach i domu na wsi. Jeżeli zbyt niesmaczne, jeżeli zbyt nieciekawe - to trzeba przeskoczyć, potem jest inaczej (tak że przychodzi myśl, czy to ta sama osoba wszystko napisała). Wciąż przy ciele, ale przyjemniej.
"Klapki (z zielonymi motylkami)" do wklejenia w pamiętnik i do czytywania od czasu do czasu.

Kuczok dla mnie na razie jedynie erotyczny. Na razie, bo jeżeli by znaleźć całą książkę jak te "Klapki", wpadłabym na amen.

29 lipca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa WAB.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Przepiórki w płatkach róży

Dzisiaj też powstają baśnie, przepiękne baśnie o miłości. Tylko już nie ma księżniczek ani połowy królestwa, ale ciągle są konwenanse i ciągle stają na drodze.

Trzeba to czytać jak meksykańską baśń, baśń z naszej rzeczywistości, chociaż zaprawioną magią. Baśń o młodej, zakochanej dziewczynie, o złej - choć z pewnością kochającej - matce i o uczuciu, które mąci wszystkim w głowach.

I trochę poważniej: baśń o walce o siebie, o meksykańskiej codzienności, trochę o życiu podczas rewolucji (coś jak Mo Yan) i trochę o wartościach.

Baśń dla dziewczynek. Baśń dla kobiet. I może trochę za bardzo widać, że to takie czytadełko, ale wystarczy pamiętać, że to tylko baśń - i wszystko się dobrze skończy.

30 czerwca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Znak.

piątek, 27 czerwca 2014

Drogie życie

Książki Munro to dla mnie książki uświadomień. Znowu lustra. Dziesięć.

Tym razem w innym kształcie i widzi się co innego. W innej ostrości. Tym razem międzyludzkość, ta najważniejsza.

I jeszcze dodatek - mała Alice. W domu na końcu długiej drogi, taka prawdziwa. I do pokojarzenia z jednym z opowiadań z Tańca szczęśliwych cieni.

18 czerwca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony Wydawnictwa Literackiego.

środa, 25 czerwca 2014

Drwal

Dwa lata temu było Lubiewo i był zachwyt, że język, że jak pochłania, że więcej, więcej. Teraz jest Drwal i - sama nie wiem.

Gdybym znała się na alkoholach (ale się nie znam), znalazłabym jakiś, który smakuje jak Witkowski tutaj. Najpierw gorzki, niedobry, ale po chwili i im dłużej się pije przychodzi zrozumienie, dlaczego to innym smakuje. Po chwili i im dłużej się pije samemu zaczyna się lubić.

Ten niesmak w ustach to pierwsze dwieście stron (z lekko ponad czterystu). Widać, że to te same palce, ta sama głowa napisała Lubiewo, ale - ledwo do przełknięcia. A potem zaczyna się ten niby kryminał, gorzkość przechodzi i oderwać się już nie sposób. To już ten moment, kiedy samemu się wpada, kiedy samemu zaczyna się lubić. I tak do końca.

A po wszystkim - jednak ta gorzkość gdzieś się plącze, bo najpewniej ze Zbrodniarzem i dziewczyną poczekam kolejne dwa lata.

25 czerwca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony fabryka.pl

wtorek, 24 czerwca 2014

Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął

Myślałam, że komedie jest trudno kręcić, bo to co śmieszy ciebie to jedno, a to co śmieszy innych to drugie. Do głowy mi nie przyszło, żeby komedie pisać (komedie, a nie zabawne książki, bo to co innego). Sztuka przetrudna, bo gdzie oddać żart obrazem, a gdzie słowem.

Aż nagle Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął. Co za tytuł, dobry zwiastun tego, co jest w środku. A tam absurd, jedna nieprawdopodobna sytuacja za drugą, akcja pędzi i wszędzie humor wcale nie bardzo inteligentny, ale wysokiej jakości.

Stulatek nazywa się Allan Karlsson i zostaje moim ulubionym staruszkiem. I uczy dwóch rzeczy - dobrze być prostodusznym i dobrze umieć wysadzać mosty. Można zawojować świat.

No i aż się prosi, żeby przenieść na ekran. Dobrze, że zrobili to Szwedzi.

15 czerwca 2014
Zdjęcie pochodzi ze strony fabryka.pl

sobota, 21 czerwca 2014

Buy a Book

21 czerwca, późne popołudnie. Wrocław, plac przy katedrze świętej Marii Magdaleny. I kiermasz książek, dochód idzie na wsparcie Hospicjum dla Dzieci. Buy a Book.

I, rany, warto było pójść.

Znalazłam Księgę dżungli i Drugą księgę dżungli, wydanie sentymentalne, bo z głębokiego dzieciństwa.


I jeszcze Trzech muszkieterów, ale wydanie takie, że nic, tylko się wpatrywać. Materiałowa oprawa z wytłaczanymi trzema muszkietami na przedniej okładce, śliczne ilustracje na osobnych kartkach, a w środku niespodzianka - banknot dziesięciozłotowy z Bemem z '82.




Ślicznostki.

I jeszcze Targowisko próżności Thackeraya, bo uwielbiam Pierścień i różę. I jeszcze Żydówka z Toledo, i jeszcze mitologia Kubiaka, i jeszcze ksiądz Twardowski.

Warto było.

sobota, 31 maja 2014

Wiosny nie było

Słońce, wiosna. Książki. Ale do fizyki jądrowej, kwantowej i fal. Taka ta moja wiosna, wcale nie rozrywkowa.

Książek pięć, trzy w marcu, dwie w kwietniu, w maju ani jednej. Zdarza się i tak. Chociaż nie bardzo mi żal, bo kiedy w lipcu znowu do książek wrócę, to będzie dopiero coś.

(Ale za to wyczytałam swój wzrost i poznałam nowy kraj, i mam książkę z autografem).

Zdjęcie pochodzi ze strony weheartit.com.

niedziela, 25 maja 2014

Severina

Z książkami są dwa problemy - łatwo się w nich zakochać i trudno o nich pisać. Dobrych powieści o książkach pisać się nie da. Wyjątkiem jest Severina - jeżeli koniecznie upierać się, że to powieść o książkach.

Książki, owszem, są, i to na pierwszym planie. Razem ze złodziejką książek i księgarzem, któremu całkiem zawróciła w głowie. Ale można przejść obok tego, zapomnieć, i zobaczyć - ciepłą codzienność Gwatemali, magię spotkań przypadkowych, choć współczesnych, odszukiwania się w kwadratach ulic. I palącą potrzebę ucieczki, przemieszczania się, niebycia.

Nie ma tu mrocznej Gwatemali. Jest Gwatemala barwna, na 128 stron. Taka do oglądania pod światło. Taka do wspominania i do wracania. Taka do uśmiechania się, że na drugim końcu świata ludzie są tak podobni.

17 kwietnia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony fabryka.pl .

niedziela, 27 kwietnia 2014

Ludzie Smileya

Mój pierwszy wiosenny klasyk - klasyk kryminału, pan John le Carré. Trzy lata po przeczytaniu Szpiega i kilka dni po obejrzeniu adaptacji Alfredsona (świetnej na odświeżenie pamięci).

Znowu George Smiley (już po kupieniu dowiedziałam się, że to trzecia z książek utrzymanych w tym tonie, po środku jest Jego uczniowska mość, jeszcze na mnie czeka). Więc - znowu George Smiley i znowu przerwana emerytura, ale tym razem z innego powodu i już po raz ostatni. Tym razem pozamykanie pewnych spraw Cyrku i swoich własnych, swojej największej.

Doceniłam to, co (rzecz dla mnie niezrozumiała) przeszkadzało mi w Szpiegu - niespieszna akacja, niespieszny język. Doceniłam wysiłek dla wyobraźni, jakim jest przeskok w czasie do końcówki lat siedemdziesiątych - bo dużo łatwiej jest mi wyobrazić sobie daleką przeszłość niż tą bliziutką, bo wszystko takie samo, tylko bez technologii, a ze Związkiem Radzieckim. Docenić można jeszcze dużo.

I przez te kilka dni, które od dnia przeczytania minęły, nie mogę dojść, czy to ja zmieniłam się pomiędzy Szpiegiem a Ludźmi Smileya, czy zmienił się John le Carré. Bo zmiana jest duża i zasadnicza - tam podobało mi się pierwsze pięćdziesiąt stron i zakończenie, tu cała książka. Nawet ten smutek na koniec, który się udzielił, chociaż nie chciałam.

13 kwietnia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Sonia Draga.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Atlas wysp odległych

Jako mała dziewczynka uwielbiałam atlasy i na szczęście udało mi się z tego nie wyrosnąć. Judith Schalansky też uwielbia, tylko że ja nie podróżuję palcem po mapie, a ona w swoich podróżach zaszła bardzo daleko - na pięćdziesiąt krańców świata.

Pięćdziesiąt wysp, na których nigdy nie byłam i nigdy nie będę.

Pięćdziesiąt wysp rozsianych po całym świecie, maleńkich jak ziarenka pieprzu. Każda z historią, wielką w skali świata albo chociaż w skali wyspy. Każda na stronę, więc tylko kilka słów, ale o dużej mocy. Prztyczek, uśmiech w stronę wyobraźni.

Atlas, więc są też mapy. Po lewej historia, po prawej mapa, każda w tej samej skali. Do tego nazwa (często w wielu wersjach), podległość, punkcik na orientacyjnym globusie, kawałek historii i odległości od miejsc, które się mniej więcej kojarzy - zobacz, jak to daleko, zobacz, jaki to koniec świata.


Wydanie, które przyprawia o dreszcze. W całej książce są tylko dwa kolory - błękit na morza i pomarańcz na wyróżnienia, oznaczenia, odnośniki. Twarda oprawa z materiałowym grzbietem, pomarańczowe brzegi stron. Z tyłu Glosariusz, za nim Indeks. Cacko, które miło się czyta i miło mieć.

8 marca 2014
Zdjęcia pochodzą ze strony wydawnictwa Dwie Siostry.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Najwiosenniejsze

Klasyki najlepiej smakują wiosną i wiosną najlepiej smakują klasyki. (Wyjątkiem jest Dumas i Austen, i jeszcze kawałek XIX wieku, których się czyta śnieżnym grudniem).
I te klasyki, co to arcydzieła, zmieniły oblicze literatury, nie wypada nie znać, i te, co to wszyscy znają, chwalą i też by się chciało.

Gdzieś na pograniczu wiosny przeczytałam Idiotę, Mistrza i Małgorzatę, Alicję w Krainie Czarów. Do matury przeczytałam Weisera Dawidka i Malowanego ptaka. Zeszłoroczny kwiecień przyniósł mi Paragraf 22, maj Emmę.
Wszystko smakowało najlepiej, jak tylko mogło.

Ta wiosna to na razie mgliste plany - w ramach Book-Trottera przyszedł mi do głowy Ulisses, ktoś już trzyma za mnie kciuki. Przyszedł mi też do głowy Rękopis znaleziony w Sagarossie, latem nigdy się nie udawało doczytać, więc może wiosną się uda.

Ale to chyba tyle. Tak wielką mam ochotę wiosną na klasyków, a nie wiem, kogo wybrać.

Zdjęcie pochodzi ze strony weheartit.com

piątek, 28 marca 2014

Adios Muchachos

Wcale nie uważam, że lato to czas na lekkie książki. Dla mnie rok akademicki to czas na lekkie książki, bo chociaż moje studia najtrudniejsze na świecie nie są, to jednak wymagają sporo wysiłku umysłowego i na literaturę nie wystarcza go już wiele. A czasami nie wystarcza w ogóle.

W ten sposób Adios Muchachos w moich rękach. Kryminał o dziwce rowerowej z Hawany, ale kryminał mocno w stylu Chmielewskiej, i w ogóle to bardziej o dziwce niż kryminał. Akcja? 1996. Miejsce? Hawana. Trup? Tak, ale najpierw dużo seksu. A i sam trup nie taki oczywisty.

Daniel Chavarria urodził się w Urugwaju, ale żyje na Kubie i pisze bardziej jak Junot Díaz, niż jak Cortázar albo Marquez. Jakby wyspiarskość dobrze robiła pisarzom, dodawała słońca. Podobny w tym upał jak u Díaza, podobna niepowaga (chociaż tutaj już w niepoważnym temacie). Tylko efekt nieco inny.

Kryminał bez wstrzymanego oddechu, coś jak dobrze znany żart, który ciągle śmieszy (a jeżeli kogoś jednak nie, to zostają dobre opisy, obrazowe). Przyjemna historia z przyjemnym zakończeniem i kiedy odkładałam ją na półkę, było mi całkiem dobrze - można wracać, Adios Muchachos na rok akademicki jest w sam raz.

18 marca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Muza.

wtorek, 25 marca 2014

Dziwny przypadek psa nocną porą

Zaczyna się od tego, że liczysz strony, żeby sprawdzić, czy jakieś nie wypadły i czy na pewno książka ma się zaczynać od rozdziału drugiego. Potem czytasz rozdział trzeci, a potem spotykasz piąty i już widzisz, że to są liczby pierwsze.
Cała książka jest jakaś taka.

Ten chłopiec ma Aspergera. Ma Aspergera i dlatego zawsze będą o nim mówić ten chłopiec. Bo rozumie wszystko dosłownie, nie łapie aluzji, nie rozumie nawet przenośni. Bo czasami bardzo długo milczy i nie można dojść, dlaczego. Bo bywa, że nie je i też nie rozumiesz, a nie możesz się uspokajać, że to zwykłe grymaszenie. Bo ma zasady według niego nieprzekraczalne, a które dla normalnych ludzi nie mają sensu. Tak się dorosły nie zachowuje.

Ten chłopiec ma Aspergera i dlatego ta książka to kawał dobrej roboty. Moja wiedza o Aspergerze jakaś już tam była (trochę Mary i Max (2009), a trochę znajoma), ale i tak to było odkrywanie. Zrobiłam sobie z tego podręcznik, jakiś czas później odtwarzałam sobie wszystkie sceny jeszcze raz, bo co ma zrobić człowiek, który na żywo zetknie się z zespołem Aspergera? Przecież my nic nie wiemy, ani o Aspergerze, ani o spektrum autyzmu w ogóle. Prawie nic.

Więc jeżeli tylko ta książka to prawda - to jest jedną z potrzebniejszych.

17 lutego 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony książki na portalu LubimyCzytac.pl.

niedziela, 2 marca 2014

Niebezpieczne związki

Wiem, że ta historia nie zdarzyła się naprawdę. Wiem, bo po pierwsze to książka, a po drugie sam autor mówi, że to niemożliwe, bo pieniądze kłócą się z klasztorem, a złamane serce z umieraniem ze zgryzoty. Ale gdybym dostała powód bardziej rzeczywisty niż wrażenie, uwierzyłabym we wszystko jak małe dziecko.

Z miejsca uwierzyłabym w śliczną markizę de Merteuil (w książce o jakąś połowę młodsza niż w filmie), w sposób życia hrabiego de Valmont, w to, że dziewczęta miewały takie problemy jak Cecylia i że dla zemsty można przewrócić do góry nogami życie tylu ludzi.

Uwierzyłabym, bo to wszystko mam za oknem, i chyba największym pocieszeniem tej książki (chociaż gorzkim) było poczucie, że ludzie się nie zmieniają. Z naszym pokoleniem jest wszystko w porządku, od zarania jesteśmy tacy sami.

Uwierzyłabym, bo wciąż wydaje mi się dziwne, żeby jedna osoba mogła napisać tyle listów w tak różnych, autentycznych stylach. W listach markiza była markizą, a Cecylia Cecylią, nawet jeżeli naśladował ją Valmont. Listy były prześmiewcze, były czułe, były ckliwe, z uczuciami i osobowością na wierzchu.

I jeszcze to rokoko, co się z kartek wylewa. Uwierzyłabym we wszystko.

22 lutego 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony książki na portalu LubimyCzytac.pl.

Wałkowanie Ameryki

Wałkowanie Ameryki Małka Wałkuskiego - jestem urzeczona tytułem. Treścią może nie urzeczona, ale podobała mi się ta podróż przed dusze, ciała i kraj Amerykanów.

Dla mnie była to podróż po wiedzę, bo chociaż Ameryka faktycznie jest wszechobecna, to jednak mimochodem i nie zawsze wprost. Podróż po wiedzę i po zrozumienie.

Kawał dobrej dziennikarskiej roboty, masa informacji, dużo przyjemnie spędzonego czasu. W tym momencie świetna zabawa, ale nie wiem, ile jeszcze będzie aktualna. Przeczytałam nieco ponad rok po wydaniu książki i już czuję brak. Wielką zaletą tej książki jest jej teraźniejszość, u mnie jest tak, a w Ameryce patrzą na to zupełnie inaczej, można na chwilę zmienić spojrzenie i sposób myślenia. Tylko nie wiem, jak długo będzie to możliwe.

2 marca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa editio.

sobota, 1 marca 2014

Tyle zimy

Co nic. Tyle zimy, co nic. I jeszcze przeszła błyskawicznie, najpierw grudzień raz-dwa, potem styczeń i luty jeszcze szybciej. Czas przyspiesza, świat idzie naprzód, nie ma innego wytłumaczenia.

Było dość polsko - Pilch, Bator, Springer. Poza tym po razie Hiszpania, Japonia, Niemcy, Anglia, Francja (dwa ostatnie to Dziwny przypadek psa nocną porą i Niebezpieczne związki, jeszcze mi ślina coś na język przyniesie).
Razem osiem. O rany. Wynik taki jaka zima.

Za to poznałam Murakamiego i Norwegian Wood zdobywa tytuł Odkrycia zimy, a i ma spore szanse na zostanie Odkryciem roku. 

Zdjęcie pochodzi z serwisu weheartit.com

niedziela, 23 lutego 2014

Wanna z kolumnadą

Chodź, opowiem ci, co to ład przestrzenny. To takie zagospodarowanie przestrzeni, żeby było ładnie i funkcjonalnie, ale na które zawsze brakuje pieniędzy albo wyobraźni.
Ład przestrzenny to jest coś, o czym każdy w Polsce słyszał, ale nikt od dawna tego nie widział.
Chodź, opowiem ci, co to historia. To jest to, czym dostajesz po oczach, kiedy jeździsz po kraju. Tylko w najgorszej formie, tandetnej i adaptowanej.
Chodź, opowiem ci, co znaczy słowo ładnie. To jest to coś, w czym nigdy nie dojdziemy do zgody. Szczególnie z architektami i urbanistami.
Chodź, opowiem ci, co to krajobraz. Zresztą, przecież każdy to wie, tylko kto by się nim przejmował?
Chodź, opowiem ci, co to odpowiedzialność za miasta, ulice, ich estetykę i funkcjonalność. To to coś, co na tobie ciąży, a o czym całkiem zapominasz.

Myślałam, że to bardziej dowcip, trochę śmiechu i delikatny wtór do delikatnych narzekań - a to książka całkiem na serio, tak serio, że momentami boli. Od otwarcia oczu i od prawdy, bo to wszystko jest koło mnie, tuż tuż.

Kumple mojego brata mieszkają na osiedlach w szczerym polu, skąd do sklepu daleko, do szkoły daleko, do kościoła kilka kilometrów. Odra zarasta, otwieranie śluz jest dyktowane kalendarzem a nie pogodą, kanał miejski to muł i trzciny, a na terenach zalewowych wciąż są budowane domy. Obok mieszkania chłopaka jest strzeżone osiedle (płot wysoki, a jakże), przez które czasem chodzę dla skrócenia drogi. Mieszkańcy z kamienicy przy Kazimierza Wielkiego nie chcieli zdjęcia bilbordu po zakończeniu remontu, bo woleli pieniądze za zasłonięte okna. I mogłabym tak dalej podawać przykłady obserwacji Filipa Springera, a przecież nie zwracałam na to specjalnej uwagi.

Książka zostawila mnie z okropnym uczuciem niesmaku, ale nie po tym, co przeczytałam, ale po tym, co widzę dookoła. Otworzyła oczy jeszcze szerzej, pokierowała wzork na parę spraw. Oby nie tylko mój.


Bože, Bože - řekl bílý králík.
23 lutego 2014
Zdjęcie pochodzi ze strony wydawnictwa Czarne.

czwartek, 13 lutego 2014

Pachnidło

Wiek osiemnasty był wiekiem smrodu. I, rzecz jasna, najbardziej śmierdziało w Paryżu. I, rzecz jasna, o smród i zapach w tym wszystkim chodzi. I o dar.

Grenuille, brzydki, ale zdolny. Zdolny, ale niechciany. Niechciany, ale z wielką wolą walki. I tak się rodzą największe nieszczęścia. I najpiękniejsze pachnidło na świecie.

Pachnidło jest jak staroniemiecka baśń. Trzy słowa i od razu wpadłam w świat braci Grimm. Kolejne trzy słowa i jak dziecko zapomniałam o wszystkim innym.

U braci Grimm lubię to okrucieństwo (tak bardzo dziecięce). Tu też. W nieprzejmowaniu się złem, brudem i okrucieństwem jest coś strasznego i dość niesamowitego. W ludzkim traktowaniu (dla nas) nieludzkości.

Tylko w baśni zło powinno przegrać w sposób oczywisty, a tu nie mogę dojść, o co chodzi. Dlaczego każdy, kogo zostawiał Grenuille, źle kończył, możliwie najgorzej dla siebie? Dlaczego on sam tak skończył? I co w tym wszystkim Süskind ukrył? To chyba pierwsza książka, której porządne, naukowe opracowanie chciałabym przeczytać.

Pachnidło zawładnęło mną mocno. Prawie jak tamto pachnidło.

20 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony książki na portalu LubimyCzytac.pl.

wtorek, 4 lutego 2014

Norwegian Wood

Po skończeniu książki przesłuchałam Norwegian Wood Beatlesów miliard razy. W kółko i w kółko, bo - chyba naprawdę - nic nie pasuje tak bardzo. I razem z głosem Lennona powoli docierało do mnie, co właśnie przeczytałam.

Watanabe, Naoko i Midori. Po pierwsze to, co widać - samobójstwa, wszechpotrzeba uczciwości, japońska codzienność przez kilka słów. Po drugie to, co rozbroiło moją głowę całkowicie - bezradność, ale nie bezradność całkowita, nie bezradność wobec determinizmu, ale wobec... przypadku?

Dla mnie to było lustro, które się roztrzaskało. Pękło z wielkim hukiem. Przesłuchałam Norwegian Wood Beatlesów miliard razy, bo trochę nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. A z głosem Lennona coraz mocniej docierało do mnie, co właśnie przeczytałam.

... isn't it good, norwegian wood?

27 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Muza.

sobota, 25 stycznia 2014

Ciemno, prawie noc

Na Zamku Książ byłam raz. Była jesień, kręciły się koty, a ja - chociaż na krótko, to mocno - zakochałam się w księżnej Daisy. I teraz Bator obudziła we mnie dawne tęsknoty.

Może dlatego Ciemno, prawie noc przyciągnęło mnie tak mocno. A może dlatego, że to mocno kobieca książka, dziwnie delikatna jak na kryminał i całkiem nowa dla mnie klasa opowieści.

Joanna Bator pokazuje Wałbrzych, z którego zrobiła miasto legend i demonów. Pokazuje miasto brudu, biedy, tanich sensacji, zatrzymywanych dla siebie wspomnień, bo pełnych bólu, strachu i wątpliwości. Demony nasze historie opowiadają. I kawałek dobra zaplątany w to wszystko, malutki kawałek dobra.
Kawałek dobra, o który nie łatwo. Który nie łatwo jest zdobyć i na który nie łatwo się zdobyć.

Dziwi mnie to wrażenie delikatność, bo delikatności prawie w tym nie ma. Chociaż właściwie ta brutalność to tylko po wierzchu; dotkliwa, ale tylko po wierzchu. Obrzydliwa, ale tylko po wierzchu. Raz mnie uderzyło w głowę, ale nie bolało, bardziej byłam zdziwiona.

W ogóle cała książka jest mocno po wierzchu. Przyciągnęła mnie mocno, wracałam chętnie, ale książka się skończyła i przyciąganie też się skończyło. Nie, żeby czar prysł, ale coś się skończyło i w głowie pozostało nie za wiele. W sercu jeszcze mniej. Po tygodniu od skończenia pozostał obraz palmiarni i wrażenie przyjemnej książki. I ochota pojechania na Książ.

To pierwsza przeczytana przeze mnie książka nagrodzona Nike i zachodzę w głowę, czy zasłużyła. Nie wiem. Dobrze, że zwrócono na nią większą uwagę, bo uwagę zwrócić warto, zauważyć warto, przeczytać warto. Nie wiem tylko, czy jest po co wysilać się na zapamiętywanie. Język i tak zapamiętuje się sam, no a reszta.

Matka boska kura nioska co ma skrzydła dwa. Pod skrzydłami pod kołdrami niech pochowa nas.

17 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa W.A.B.

środa, 8 stycznia 2014

Mężczyzna, który tańczył tango

Nie przeszkadzało mi, że romans, bo głęboko wierzę, że wszystko da się dobrze napisać. I to mógłby być dowód - gdyby tylko wykorzystać potencjał.

Autor jest dziennikarzem. Autor napisał już kilka książek. Autor powinien być dobry, przynajmniej przyzwoity - a pisze jak siedemnastolatka. (Próbowałam zwalić na tłumaczkę, ale się nie da).
Autor miał w głowie coś niesamowitego, ale w ogóle sobie z tym nie poradził.

Bo historia jest przyjemna. Transatlantyk Cap Polonio, czar starego tanga granego bez znajomości nut dla dziwek i alfonsów, szachy, echa wojny domowej w Hiszpanii, kradzieże, dużo ładnie połaczonych ze sobą wątków, chociaż trochę za mocno rozciągniętych.

I jeżeli zaciśnie się zęby, można się zakochać. Jeżeli zignoruje się, że autor nie docenia swoich czytelników, że nie wierzy w ich wyobraźnię, przeszczegóławiając każdą scenę, że kręci się wokół tych samych słów, spostrzeżeń i gestów, że w kółko oczy koloru miodu, w kółko linia szyi, w kółko strząsanie popiołu na ziemię (jakby popielniczki nie istniały), w kółko ignorowanie mody. Jeżeli przymknie się oko na to, że nie dał szansy czytelnikowi wyłapać tych wszystkich subtelności i aluzji, które bohaterowie chwytali w lot, na dosyć nieudany obraz mody, na sztuczną już nawet nie zmysłowość (bo w całej książce najbardziej zmysłowa była używana przeze mnie zakładka, Egon Schiele przywieziony z Wiednia).

Jeżeli zaciśnie się zęby, może być ciekawie, bo to książka w swej nieambitności całkiem przyjemna, nieabsorbująca, dobra do czytania z doskoku. Jeżeli przebrnie się przez pierwsze sto stron (z pięćset trzydziestu) można się całkiem dobrze bawić.

7 stycznia 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Znak.

niedziela, 5 stycznia 2014

MMXIV

Postanowienia noworoczne to fajna rzecz. W zeszłym roku postanowiłam nie jeść czekolady, udało się - ani grama. W tym chcę się pobawić Lekcjami Madame Chic. I książkami troszeczkę też.

50 książek w 2013 to ładny wynik. Ładny i nie chcę więcej, tak mi dobrze. Jedna książka tygodniowo jest w sam raz. Jedyne, co chcę zmienić, to nie odkładać książek na po sesji, w wakacje.
Ale mamy karnawał, a to dobry czas, żeby pomyśleć o zabawach.

Na pewno zostaję przy Book-Trotterze, i to jeszcze poszerzonym o własne wędrówki.
Na pewno dalej będę czytać polskie książki, więc zostaje też Polacy nie gęsi, wersja już druga. I wciąż wszyscy pisarze będą mieli imiona na J.

Postaram się pamiętać wyzwaniu od A do Z i o Jubileuszowych lekturach, może akurat da się tak ułożyć książki, żeby pasowały.
I moje postanowienie noworoczne wciąż obowiązuje.
 
Mam ochotę jeszcze na coś nowego. Do mojego ograniczenia w kupowaniu (końca jeszcze nie widać) bardzo pasuje wyzwanie Z półki 2014, taki dodatkowy impuls. Nieprzeczytanych książek na półce mam 28 i wybieram Poziom 3 (11-15), nie ma co przesadzać.
Zapowiedziałam się też w wyzwaniu Grunt to okładka, będę szukać, chociaż styczniowe kwiaty mnie osłabiają.

No i chcę sprawniej czytać. Niekoniecznie więcej, bo jedna książka tygodniowo to w sam raz, ale sprawniej. A takie wyzwania to świetna motywacja.

Zdjęcie pochodzi ze strony weheartit.com