Gdybym znała się na alkoholach (ale się nie znam), znalazłabym jakiś, który smakuje jak Witkowski tutaj. Najpierw gorzki, niedobry, ale po chwili i im dłużej się pije przychodzi zrozumienie, dlaczego to innym smakuje. Po chwili i im dłużej się pije samemu zaczyna się lubić.
Ten niesmak w ustach to pierwsze dwieście stron (z lekko ponad czterystu). Widać, że to te same palce, ta sama głowa napisała Lubiewo, ale - ledwo do przełknięcia. A potem zaczyna się ten niby kryminał, gorzkość przechodzi i oderwać się już nie sposób. To już ten moment, kiedy samemu się wpada, kiedy samemu zaczyna się lubić. I tak do końca.
A po wszystkim - jednak ta gorzkość gdzieś się plącze, bo najpewniej ze Zbrodniarzem i dziewczyną poczekam kolejne dwa lata.
25 czerwca 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony fabryka.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz