środa, 10 sierpnia 2011

Inny świat

I to właśnie wówczas, w ciemności, uświadomiłem sobie po raz pierwszy w życiu, że jedynie samotność jest w życiu człowieka stanem graniczącym z absolutnym spokojem wewnętrznym, z odzyskaniem indywidualności. Tylko w pochłaniającej wszystko pustce samotności, w ciemnościach zacierających kontury świata zewnętrznego można odczuć, że się jest sobą aż do granic zwątpienia, które uprzytamnia nagle własną nicość w rosnącym przeraźliwie ogromie wszechświata.

Nie wiedziałem jeszcze, że jedyną rzeczą, przed którą należy się w więzieniu bronić bardziej uporczywie niż przed głodem i śmiercią fizyczną, jest stan pełnej świadomości.

Inny świat

Poza oczywistym - smutnym - wrażeniem, jakie wywiera książka, jestem zachwycona sposobem, w jaki Grudziński składa słowa.

22 lutego 2011

niedziela, 7 sierpnia 2011

Madame

Książka mnie nie zafascynowała, ale zmieniła. Zachwyciła, a mimo to czytałam dość spokojnie. Jest łagodna, ale mnie dotknęła.
A zakończenie, chociaż w rzeczywistości banalne, to niespodziewane.

7 sierpnia 2011

Madame

Nie, to nie było to! To było "ziemskie", zwykłe. Nie miało tamtej gorączki i nie miało - poezji. Nie miało też wiele wspólnego z tym, co nazywa się szczęściem.

piątek, 5 sierpnia 2011

Weiser Dawidek

Jest magiczna, rewelacyjna warsztatowo.
Jestem pod ogromnym wrażeniem słów i tego, jak wielkie pragnienie wyjazdu do Gdańska we mnie rozbudziły.

Właściwie co roku znika jakiś mały uintymniony świat. Ale gdyby ulice i ścieżki były tylko opisane, literatura nie miałaby tej siły kreacji.
- Artur Nowaczewski, "20 lat z Weiserem"

9 kwietnia 2011

środa, 3 sierpnia 2011

Madame

W głowie roiło mi się od obrazów zadymionych studenckich klubów i piwnic, całonocnych, narkotycznych jam session i opustoszałych ulic wciąż jeszcze nie odbudowanej, zrujnowanej Warszawy, na które o wczesnym świcie wynurzali się z owych "podziemnych schronów" śmiertelnie znużeni i osobliwie smutni jazzmani. Cała ta fantasmagoria zniewalała jakimś trudnym do określenia czarem i wzbudzała pragnienie, by przeżyć coś podobnego.

Żona piekarza

Niewątpliwie w oczach ludzi prostych przebaczenie staje się swego rodzaju przyzwoleniem na zło.

Żona piekarza

Urocza.

Pokochałam francuskie poczucie humoru.

24 maja 2011

wtorek, 2 sierpnia 2011

Ojciec chrzestny

(...) jeśli będzie konieczne, aby się dowiedziała czegoś bolesnego, i tak powiedzą jej w porę. A jeśli będzie to ból, którego można jej oszczędzić, to się obejdzie bez niego. Była całkiem zadowolona, że nie musi dzielić bólu swoich mężczyzn, bo ostatecznie, czy oni dzielili ból kobiet?

Ojciec chrzestny

Majstersztyk. Pod względem języka, fabuły, zakończenia. Powieść tak samo intensywna przez wszystkie strony. Dopracowana, wymuskana, perfekcyjna.

Rok 1984

To nie przez fakt, że ktoś cię słyszy, ale dlatego, że się ogłupić, trwa kulturowe dziedzictwo.

Ortodoksyjność oznacza niemyślenie, brak potrzeby myślenia. Ortodoksyjność to nieświadomość.

Cokolwiek mówił, była to najczystsza ortodoksja, najczystszy angsoc. Wpatrzony w bezoką twarz z poruszającą się gwałtownie szczęką, Winston miał dziwne uczucie, że obserwuje nie człowieka, lecz kukłę. Mówił nie mózg mężczyzny, tylko jego krtań. Wydobywające się z niej dźwięki składały się ze słów, ale nie tworzyły prawdziwej mowy; był to bezmyślny hałas, zupełnie jak kwakanie kaczki.

Zamarzyło mu się, aby mieli gdzie się spotykać i przebywać tylko we dwoje bez poczucia, że za każdym razem muszą się kochać.

Bzdura. Ziemia istnieje tak długo jak my, ani chwili dłużej. Jak może być inaczej? Wszystko istnieje wyłącznie dzięki naszej świadomości.

Może wariat to po prostu członek jednoosobowej mniejszości. Niegdyś oznaką szaleństwa było upieranie się, że ziemia obraca się wokół słońca; dziś wiara, że przeszłość jest niezmienna. Może tylko on jeden wierzył w niezmienność przeszłości; jeśli tak, był wariatem. Myśl ta nie sprawiała mu specjalnej przykrości - bardziej lękał się tego, że może nie mieć racji.

poniedziałek, 18 lipca 2011

Rok 1984

Czytałam przez tydzień z niewielką przerwą, z falowym zadowoleniem, przez dwie strony umierając z nudów i przez następne dziesięć nie mogąc się oderwać. Przez ten cały czas zastanawiałam się jakim cudem, pisząc konstrukcją tak naiwną, że niemal dziecięcą, Orwell jest w stanie zaczarować. I przez ten cały czas miałam nadzieję i doszukiwałam się czegoś więcej, niż tylko przedstawienie totalitaryzmu.

Orwell zaczarował i przytrzymał, ale poza kilkoma słowami, poza kilkoma momentami, poza dużą przyjemnością z czytania nie dał nic. Do niczego nie doszłam – poza tymi kilkoma momentami i słowami. Na pewno to ma drugie dno, być może człowiek, i na pewno to drugie dno jest głębokie, ale rzecz kończy się na wiedzy, nie na przeświadczeniu.

I jedyne, co mi się naprawdę nie podobało, to księga Goldsteina.

24 stycznia 2011