sobota, 21 grudnia 2013

Wiele demonów

W kwietniu się dowiedziałam: nowa książka Pilcha, Jerzy Pilch napisał nową książkę, a w dodatku kryminał. Ani 5 lat przerwy nie zrobiło na mnie wrażenia, ani że podobno kryminał. Jak się okazało - słusznie, bo tekst tak samo dobry, a kryminał z tego właściwie żaden. Wrażenie zrobiło nazwisko, bo mam z nim literacki romans stulecia.

Pilch był pierwszy. (Przed nim Frances Hodgson Burnett, ale to za dziecięctwa). Pilch był tak naprawdę pierwszy, najpierw w Bezpowrotnie utraconej leworęczności, potem Spisie cudzołożnic, Moim pierwszym samobójstwie i jeszcze kilku. Po tych kilku latach (sześciu? pięciu przynajmniej, ale może i siedmiu) wciąż mnie czaruje, wciąż jest tak samo intensywny.

To było naprawdę święto opowieści, jak zwykle u Pilcha. I znowu jest Śląsk Cieszyński, jest pan Naczelnik i jest pan Trąba, jest cały ten urok w zwyczajności. Ale jest coś jeszcze: jak to w romansach bywa: od słowa do słowa i trup. Jest niepokój, okropne uświadomienie, poważnie boję się, jak rozwinie się to coś, co się we mnie w trakcie czytania urodziło. I co jeszcze będzie do mnie wracać.

Miłość jest wtedy, gdy chcesz być z kimś nawet po orgazmie. Literacki orgazm był, a ja chcę dalej. I to wcale nie z przyzwyczajenia.

17 grudnia 2013
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa Wielka Litera.

czwartek, 12 grudnia 2013

Przez śniegi

Gdybym miała całą zimę dla siebie, całe święta albo chociaż trzy wieczory.
Gdybym już się wymarzła za wszystkie czasy, wyspacerowała po ogrodach swoich i miejskich, wyoddychała zimnym powietrzem.
I gdyby...

I gdyby było tuż przed wschodem słońca, ja miałabym kubek kakao i mgłę za oknem, wzięłabym Kubusia Puchatka. Albo Muminki, najlepiej te zimowe. Albo Verne'a. Którąś z tych dawnych książek dziecięcych, tak żeby wrócić na chwilę.

Gdyby było tuż po zachodzie słońca, ja miałabym kubek herbaty i duży niepokój w duszy, wzięłabym Pinokia, najpiękniejsze z możliwych wydań, historię przesmutną i przestraszną. Żeby się zachwycić i żeby się zatrzymać.

Gdyby mroźności było mi mało, wzięłabym Wiele demonów i zanurzyła się w cieszyńskich śniegach w wigilijną noc, w przecudowny język, w mój pierwszy literacki romans.

Gdybym miała ciepły, hipsterski sweter i katar, i święty spokój, wzięłabym Idiotę (znowu), wzięłabym Annę Kareninę, wzięłabym (po angielsku) Mansfield Park, wzięłabym którąś z sióstr Brontë, wzięłabym cały XIX wiek.

A gdybym miała już dość zimy - wtedy wzięłabym Mężczyznę, który tańczył tango, zanurzyła się w upał i te czasy, kiedy jeszcze tęskniłam do Ameryki Południowej i do południa w ogóle.
Bo teraz, to już tylko zima.

Zdjęcie pochodzi ze strony bagatelka00.tumblr.com

niedziela, 8 grudnia 2013

Dworzec Wrocław Główny

Były książki, były stoiska, był zachwyt nad Włosami Mamy, było zdziwienie, że studiuję fizykę, był autograf na pierwszej stronie Dziewczynko, roznieć ogieniek, który mi zdobył chłopiec, była Mama Muminków, pod której ciężarem o mało co nie urwało mi się ucho od torby, była Izabela. Było zupełnie inaczej, niż myślałam.

Trochę uległam czarowi spotkań z pisarzem, bo jednak coś jest w posłuchaniu, jak mówi o książce. A jeszcze więcej w przekonaniu się, że to typ człowieka, który tak lubię.
Trochę zdziwiłam się, że to tak wygląda, i obawiam się, że to nie kwestia organizacji, tylko moich oczekiwań.
Trochę za mało w tym było literatury, a za dużo książek, nawet jeżeli to głupio brzmi.

Podobało mi się, że dworzec, bo ciągle, ciągle mnie zachwyca. Podobało mi się, że zimą, bo zima i książki do siebie prze-pasują. Podobało mi się, że tak lekko i tylko troszeczkę, bo było mi z tym w sam raz.

Może nie będę jeździć za targami po świecie (do żadnego Krakowa, do żadnej Warszawy), bo to nie mój świat, kultu pisarza we mnie zero (może poza Pilchem) i maniakalnego kupowania książek, maniakalnej potrzeby posiadania książek właściwie też.
Za to jeżeli za rok też tu będę - znowu pójdę na Dworzec Wrocław Główny, spotkam kogoś i przyniosę coś, od czego o mało co nie urwie mi się ucho od torby.

Zdjęcie pochodzi ze strony architektura.muratorplus.pl .

środa, 4 grudnia 2013

Młodszy księgowy

O książkach, czytaniu i pisaniu.

Vonneguta wolę, kiedy mówi o sobie, nie o fikcji. Dehnela wolę, kiedy mówi o fikcji, nie o sobie.

Felietony, do których podeszłam, jak do felietonów - kilka ominęłam, bo mi nie pasowały do kawy, kilkoma się zachwyciłam, bo znalazły za mnie słowa. A kilka (-naście) (-dziesiąt) zapomniałam, tak jak zapomina się wczorajszą gazetę.

W jednym z tekstów pisał, że czasami tekst, który nie robi wrażenia jest  po to, żeby inny fragment to wrażenie zrobił. I kilka takich zachwytów było, ale albo za mało, albo za słabych, jak na takie tło.

Albo po prostu inaczej działa humanista z zacięciem matematycznym, a inaczej ścisłowiec z zacięciem humanistycznym.

30 listopada 2013
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony wydawnictwa W.A.B.

niedziela, 1 grudnia 2013

Już zima

Jest grudzień, a grudzień to dla mnie zdecydowanie zima, tym bardziej, że pierwszy śnieg już spadł. To powrót do Austen w Mansfield Park, to Wrocławskie Targi Dobrych Książek z Izabelą, to ciemno i koc, i ciepło.

Ale jeszcze przed chwilą była jesień. Jeszcze przed chwilą, i co?

Wróciłam na studia, które mi mocno zakręciły w głowie i stało się tak, że przeczytałam 14 książek. O dwóch nic nie powiedziałam - o Przygodach Sherlocka Holmesa, bo to było ledwie kilka opowiadań, i o Młodszym księgowym, bo skończyłam wczoraj w nocy.

Udało mi się ani razu nie wykroczyć poza ograniczenie w kupowaniu, na półce do przeczytania mam jeszcze 25. (Co potwierdza, że znacznie łatwiej jest mi przestać coś robić, niż zacząć robić coś nowego).

Znalazłam wreszcie Weisera Dawidka w ślicznym wydaniu Znaku.

Czeskie klimaty wrzuciły link do moich kilku słów na swoją stronę i facebooka.

Upewniłam się też ostatecznie, że nie lubię grubych książek, zwyczajnie nie lubię. Tak samo jak nie lubię książek w kilku częściach ani w cyklu.

Byłam na Europejskiej Nocy Literatury, gdzie zakochałam się w Nieśmiałym Argentyńczyku Harkaitza Cano, zobaczyłam jak Jan Peszek czyta w łódce na środku basenu i trafiłam do Tajnych Kompletów.

Przywiozłam Małego Księcia po czesku (Praga) i po niemiecku (Wiedeń).

Poznałam książki z Finlandii, Libanu, Egiptu, Dominikany, Szwecji, Czech, Francji, Wielkiej Brytanii, Polski i Ameryki, z czego 5 razy były to pierwsze odwiedziny.

Z planu noworocznego przeczytałam Połamane skrzydła i Małego człowieka, a Norwegian Wood zaczyna się koło mnie kręcić.

Miła jesień.

A co dalej? Dalej w tę samą stronę. Przez cudowną zimę.

Zdjęcie pochodzi ze strony dededragomirescu.tumblr.com