Gdybym już się wymarzła za wszystkie czasy, wyspacerowała po ogrodach swoich i miejskich, wyoddychała zimnym powietrzem.
I gdyby...
I gdyby było tuż przed wschodem słońca, ja miałabym kubek kakao i mgłę za oknem, wzięłabym Kubusia Puchatka. Albo Muminki, najlepiej te zimowe. Albo Verne'a. Którąś z tych dawnych książek dziecięcych, tak żeby wrócić na chwilę.
Gdyby było tuż po zachodzie słońca, ja miałabym kubek herbaty i duży niepokój w duszy, wzięłabym Pinokia, najpiękniejsze z możliwych wydań, historię przesmutną i przestraszną. Żeby się zachwycić i żeby się zatrzymać.
Gdyby mroźności było mi mało, wzięłabym Wiele demonów i zanurzyła się w cieszyńskich śniegach w wigilijną noc, w przecudowny język, w mój pierwszy literacki romans.
Gdybym miała ciepły, hipsterski sweter i katar, i święty spokój, wzięłabym Idiotę (znowu), wzięłabym Annę Kareninę, wzięłabym (po angielsku) Mansfield Park, wzięłabym którąś z sióstr Brontë, wzięłabym cały XIX wiek.
A gdybym miała już dość zimy - wtedy wzięłabym Mężczyznę, który tańczył tango, zanurzyła się w upał i te czasy, kiedy jeszcze tęskniłam do Ameryki Południowej i do południa w ogóle.
Bo teraz, to już tylko zima.
Zdjęcie pochodzi ze strony bagatelka00.tumblr.com
Może to uprzedzenie, ale Pilch zawsze będzie dla mnie letni.
OdpowiedzUsuńDla mnie letni zawsze będzie Steinbeck.
UsuńW kwestii Pilcha i Steinbecka nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
UsuńCo za uroczy wpis. Rozmarzyłam się i chyba nawet poczułam sympatię do zimy. Tylko w te długie wieczory, czytanie książek ma taki klimat rozczulający, herbaciany i kocowaty.
OdpowiedzUsuń