Z miejsca uwierzyłabym w śliczną markizę de Merteuil (w książce o jakąś połowę młodsza niż w filmie), w sposób życia hrabiego de Valmont, w to, że dziewczęta miewały takie problemy jak Cecylia i że dla zemsty można przewrócić do góry nogami życie tylu ludzi.
Uwierzyłabym, bo to wszystko mam za oknem, i chyba największym pocieszeniem tej książki (chociaż gorzkim) było poczucie, że ludzie się nie zmieniają. Z naszym pokoleniem jest wszystko w porządku, od zarania jesteśmy tacy sami.
Uwierzyłabym, bo wciąż wydaje mi się dziwne, żeby jedna osoba mogła napisać tyle listów w tak różnych, autentycznych stylach. W listach markiza była markizą, a Cecylia Cecylią, nawet jeżeli naśladował ją Valmont. Listy były prześmiewcze, były czułe, były ckliwe, z uczuciami i osobowością na wierzchu.
I jeszcze to rokoko, co się z kartek wylewa. Uwierzyłabym we wszystko.
22 lutego 2014
Zdjęcie okładki pochodzi ze strony książki na portalu LubimyCzytac.pl.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz