sobota, 27 kwietnia 2013

Roland

King nie jest malarzem, jest tkaczem albo kowalem. I stworzył dzieło użytkowe. Dobre.

Napisane dobrym językiem, takim... prawdziwym. Życiowym i nieoderwanym. Przyjemnym.

Daje wstęp. To musi być wstęp, bo właściwie nie dzieje się nic. Nie przykuwa uwagi szczegółami, ale całością - bo oderwać się nie mogłam, przeczytałam w jeden dzień.

Mimo przejęcia miałam problem z odnalezieniem się - czasami. Ciężko mi było wyczuć klimat, zwłaszcza przy skokach czasoprzestrzennych - nie do końca do mnie trafiły (ani do mózgu, ani do serca); trochę niedowierzania, trochę zakłopotania, a trochę kpiny.

To moje pierwsze spotkanie z Kingiem - nieświadomie tej wagi. Udane, chcę więcej. Poznać tę historię i poznać inne.

27 kwietnia 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz