Moje podróże są raczej małe (niż duże). Mało dni, bo najczęściej wyjeżdżam na weekendy. Mało ludzi, bo najbardziej lubię w parach, ale w trójkę też może być. Małe książki, bo zabieram jedną, a w dodatku cienką, tak tylko na podczytywanie w oczekiwaniu na prysznic albo na inną wykradzioną chwilę. No i - bo Mały Książę.
I jednak trochę duże, bo dużo chodzenia, dużo emocji, dużo energii.
Trzy dni w Pradze, prześliczna, jesienna. Do czytania Martin Šmaus, przywieziony Malý princ. Dopiero drugi na półce, jeżeli nie liczyć polskiego wydania, ale chcę niedługo przywieźć trzeciego, tym razem z Austrii. Bo podróże najlepiej smakują jesienią.
Właściwie wiem, że pomysł zrealizowany wielokrotnie. Jestem pod wrażeniem kolekcji na 160 książek. Kiedyś widziałam też w telewizorze Polaka ze zbiorem podobnej wielkości. Ale - te podróże to dodatkowy smak, a i Mały Książę to dodatkowy smak do podróży. Dobrze mi będzie kiedyś pomyśleć, że odwiedziłam te 220 krajów.
Zdjęcie pochodzi ze strony weheartit.com .
http://sztambuch-rozy.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPolski Mały Książę i Alicja w Krainie Czarów - zawsze tam zaglądam...