Lot nad kukułczym gniazdem myliłam kiedyś z Paragrafem 22, kiedyś też podczytywałam na matematyce w liceum i widziałam sanitariuszy i Wielką Oddziałową jako roboty z komiksów.
A teraz nie wiem, co powiedzieć. Często Lot... mnie nużył i ciągnął się trochę za bardzo, ale też końcówka coś mi przestawiła w głowie. I wydaje się być jedną z tych książek, które dojrzewają w człowieku i dopiero później, później pokazują, o co chodziło. Nie muszą porywać w trakcie, muszą porwać po wszystkim.
I chyba doceniam Lot nad kukułczym gniazdem - ale jestem za mało męska, żeby docenić go w pełni.
Mnie też męczyła lektura, ale zakończenie zwaliło mnie z nóg! Długo nie mogłam się pozbierać i musiałam powstrzymywać łzy na samo wspomnienie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Lot", zarówno książkę jak i film. Jakiś czas temu napomknęłam o nim w rozmowie z moim ojcem... Dla niego najbardziej tragicznym bohaterem był Wódz Bromden. Dla mnie natomiast cała książka miała melancholiczny nastrój beznadziejności i bezsilności.
OdpowiedzUsuń"Lot...", "Zabić drozda" i "Mechaniczna pomarańcza" poruszają mnie najbardziej ;-).
Mam ją w planach od dawana:)
OdpowiedzUsuńObejrzyj film - chyba jedyna ekranizacja, która moim zdaniem jest lepsza od książki. :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie, niech tylko mi się wspomnienia lekko przykurzą.
UsuńMnie ta powieść nie męczyła, wręcz przeciwnie, była dla mnie świetna, strona psychologiczna znakomita, bohaterowie, ich wyobrażenia, "szalone akcje" i oniryczna otoczka - cudo. Widziałam najpierw film - Nicholson, jesteś mistrzem.
OdpowiedzUsuń