środa, 11 września 2013

Lot nad kukułczym gniazdem

Lot nad kukułczym gniazdem myliłam kiedyś z Paragrafem 22, kiedyś też podczytywałam na matematyce w liceum i widziałam sanitariuszy i Wielką Oddziałową jako roboty z komiksów.

A teraz nie wiem, co powiedzieć. Często Lot... mnie nużył i ciągnął się trochę za bardzo, ale też końcówka coś mi przestawiła w głowie. I wydaje się być jedną z tych książek, które dojrzewają w człowieku i dopiero później, później pokazują, o co chodziło. Nie muszą porywać w trakcie, muszą porwać po wszystkim.

I chyba doceniam Lot nad kukułczym gniazdem - ale jestem za mało męska, żeby docenić go w pełni.

9 września 2013
Zdjęcie okładki książki pochodzi ze strony wydawnictwa Albatros.

6 komentarzy:

  1. Mnie też męczyła lektura, ale zakończenie zwaliło mnie z nóg! Długo nie mogłam się pozbierać i musiałam powstrzymywać łzy na samo wspomnienie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam "Lot", zarówno książkę jak i film. Jakiś czas temu napomknęłam o nim w rozmowie z moim ojcem... Dla niego najbardziej tragicznym bohaterem był Wódz Bromden. Dla mnie natomiast cała książka miała melancholiczny nastrój beznadziejności i bezsilności.
    "Lot...", "Zabić drozda" i "Mechaniczna pomarańcza" poruszają mnie najbardziej ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzyj film - chyba jedyna ekranizacja, która moim zdaniem jest lepsza od książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie, niech tylko mi się wspomnienia lekko przykurzą.

      Usuń
  4. Mnie ta powieść nie męczyła, wręcz przeciwnie, była dla mnie świetna, strona psychologiczna znakomita, bohaterowie, ich wyobrażenia, "szalone akcje" i oniryczna otoczka - cudo. Widziałam najpierw film - Nicholson, jesteś mistrzem.

    OdpowiedzUsuń